Jak zli ekolodzy z Polskim Zwiazkiem Wedkarskim wojowali

Artykul 33 nowej ustawy o ochronie zwierzat stanowi jasno i wyraznie, ze usmiercanie zwierzat moze byc uzasadnione wylacznie: potrzeba gospodarcza, wzgledami humanitarnymi, koniecznoscia sanitarna, nadmierna agresywnoscia, potrzebami nauki. I juz. Nigdzie nie jest napisane, ze przepis ten dotyczy tylko ptakow i ssakow. Dotyczy wszystkich zwierzat wymienionych przez ustawe, czyli domowych, gospodarskich, wykorzystywanych do celow rozrywkowych, widowiskowych, filmowych, sportowych i specjalnych, uzywanych do doswiadczen, utrzymywanych w ogrodach zoologicznych, wolno zyjacych (dzikich) oraz obcych faunie rodzimej. Lamanie tego przepisu jest zas przestepstwem, zagrozonym kara pozbawienia wolnosci do roku.

Po wejsciu w zycie nowej ustawy zastanawialem sie co stanie sie z wedkarzami i mysliwymi. Jawnie lamia oni bowiem przepisy ustawy - a raczej to ustawa jest sprzeczna z innymi, obowiazujacymi w naszym kraju przepisami, np. z ustawa „Prawo lowieckie”. Dobrze wiedzialem, ze i tak ani myslistwa, ani wedkarstwa tym sposobem nie zlikwiduje, ale dla zartu napisalem wniosek do Sadu Wojewodzkiego w Lodzi o zdelegalizowanie lodzkiego oddzialu Polskiego Zwiazku Wedkarskiego.

Bylem ciekawy co sie stanie… Myslalem, ze rozpeta sie burza - a tu wrecz przeciwnie, Osrodek „Zrodla” nawiazal nawet dosc przyjazne kontakty z redakcja „Wiadomosci Wedkarskich”. Ale to zupelnie inna historia, w tym natomiast tekscie chcialem troche ponatrzasac sie z panujacej w Polsce biurokracji i calkowitego braku myslenia wsrod panstwowych urzednikow.

Cala historia byla o tyle smieszna, co zalosna. Dzialo sie to wszystko rok temu i wcale nie zamierzalem o tym pisac do ZB, ale wlasnie wczoraj dostalem list od Artura Zieby z Tarnowa, ktory toczyl z urzednikami podobne boje. Dlatego jednak zdecydowalem sie opisac sprawe. Uprasza sie Czytelnikow, zeby wzieli poprawke na fakt, iz rzecz dzieje sie w Polsce i nie smiali sie zbyt glosno. Raczej mozemy sobie glosno poplakac nad glupota ludzka.

Historia zaczyna sie od mojego pisma do Sadu Wojewodzkiego w Lodzi. Zamiast odpowiedzi - prosba o stawienie sie osobiste. Pan sedzia byl dosc zaawansowany w latach i pewnie moglby byc moim dziadkiem, a na pewno ojcem, wiec jego pierwsze slowa to: „dzieci, co wyscie wymyslili!”. Mimo takiego powitania, starszy pan okazal sie calkiem mily, wyjasnil mi, ze wedlug niego ustawa ryb nie dotyczy, pokazal statut PZW, powiedzial, ze on i tak niczego zdelegalizowac nie moze i kiedy zorientowal sie, ze mowie powaznie, z lekkim przerazeniem w oczach uprzejmie sie ze mna pozegnal. Na typ etap lodzki zostal zakonczony.

Zanim pchnalem sprawe wyzej, poczytalem sobie dokladnie statut PZW. Mowa jest w nim na przyklad o „sporcie wedkarskim”. O zwierzetach wykorzystywanych do celow sportowych mowi rozdzial IV ustawy o ochronie zwierzat, i nijak jego postanowien do wedkarstwa przypasowac nie moglem. Na przyklad: warunki [...] postepowania ze zwierzetami wykorzystywanymi do celow [...] sportowych [...] nie moga zagrazac ich zyciu i zdrowiu ani powodowac cierpienia. Slowa slowami, moze rzeczywiscie statystyczny pan Kowalski moczacy wedke to nie jest osoba wykorzystujaca zwierzeta do celow sportowych, ale jak zakwalifikowac tak popularne „zawody wedkarskie”, czesto odbywajace sie z udzialem dzieci? Wszystkie swoje watpliwosci opisalem i wyslalem do Sadu Wojewodzkiego w Warszawie.

Odpowiedz byla w miare szybka, na karteluszku ktos nabazgral, ze to nie Sad decyduje, czy stowarzyszenie dziala zgodnie z prawem czy nie, tylko „organ nadzorujacy”. Przyjalem, ze jest to Wydzial Spraw Obywatelskich Urzedu Wojewodzkiego w Warszawie i tam wyslalem kolejne pismo. Organ nadzorujacy jednak uparcie milczal.

Po dwoch miesiacach delikatnie przypomnialem organowi, ze wedlug kpa powinienem otrzymac odpowiedz najpozniej po miesiacu i tym razem reakcja byla natychmiastowa: Kodeks Postepowania Administracyjnego nie okresla dla organu nadzorujacego stowarzyszenia, terminow w jakich winny byc rozpatrywane wnioski zmierzajace do podwazenia prawomocnych postanowien Sadu Wojewodzkiego w sprawie rejestracji stowarzyszen i zmian ich statutow. Ha, a wiec jednak czytaja moje pisma!

Bylem ciekaw, komu bedzie chcial podrzucic to „smierdzace jajo” Wydzial Spraw Obywatelskich. I okazalo sie, ze urzednicy nie wysilili sie na nic lepszego niz z powrotem Sad Wojewodzki w Warszawie. Kolko sie zamknelo, a mnie sie juz troche odechcialo kpic sobie z urzednikow panstwowych. Nie moge jednak nie zacytowac, co napisala do mnie pani Malgorzata Piotrak, dyrektor Wydzialu Spraw Obywatelskich: Pana pisma z dnia 19 lutego, 12 marca, 15 i 20 kwietnia 1998 r. to w istocie „swoiste wnioski” zmierzajace do wzruszenia prawomocnych postanowien sadowych. Szczerze mowiac, przestraszylem sie. To az do wzruszenia fundamentow panstwa prawa zmierzaly moje niewinne pytania do Wydzialu Spraw Obywatelskich, ktora z przyczyn wymienionych w art. 33 ustawy (potrzeba gospodarcza, wzgledy humanitarne, koniecznosc sanitarna, nadmierna agresywnosc, potrzeby nauki) spelnia zabijanie ryb dla sportu?

Musze jednak szczerze sie przyznac przed Czytelnikami ZB, ze i ja pozwolilem sobie na zlosliwosc, wysylajac do Wydzialu Spraw Obywatelskich gotowy formularz z zaznaczonymi kratkami przy kazdej z powyzszych przyczyn, aby urzednik nie trudzac sie mogl jedynie postawic krzyzyk we wlasciwej kratce. Jednak to proste zadanie przeroslo mozliwosci pracownikow Wydzialu Spraw Obywatelskich Urzedu Wojewodzkiego w Warszawie. Wstyd!

Pol roku pozniej z Wydzialem owym zaczal korespondowac Artur Zieba - na jego listy nie odpowiadala juz jednak pani Malgorzata Piotrak, lecz jej zastepca, pani Maria Mischke. Pani Mischke najwidoczniej nie poradzila sie szefowej jak skutecznie splawiac nawiedzonych ekologow, lecz rozpoczela papierkowa wojne na wlasna reke. Stad i tresc listow odmienna. „Smierdzace jajo” Artura Zieby rowniez odbylo dluga droge, przekazywane sobie z rak do rak przez przerazonych urzednikow najpierw w Urzedzie Wojewodzkim w Tarnowie, potem w Sadzie Wojewodzkim w Tarnowie, wiec kiedy dotarlo do Warszawy, bylo juz jajem mocno przeterminowanym. Dlatego i odpowiedz pani Mischke nie byla zbyt oryginalna.

Pani Mischke pouczyla wiec pana Ziebe, ze legalizacja stowarzyszen jak rowniez rejestracja zmian statutu odbywa sie w drodze sadowej rejestracji, podczas ktorej sad bada, czy zadeklarowane cele i sposoby ich realizacji sa zgodne z przepisami prawa. Sad rejestrowy jest jedynym i ostatecznym organem wladnym do oceny zgodnosci statutu z prawem. Poniewaz 8 stycznia 1998 roku, a wiec w czasie gdy weszly juz w zycie przepisy ustawy o ochronie zwierzat, Sad Wojewodzki w Warszawie VII Wydzial Cywilny i Rejestrowy, zarejestrowal zmiany statutu Polskiego Zwiazku Wedkarskiego uchwalone na XXVI Krajowym Zjezdzie Delegatow, wiec deklarowane cele PZW i sposoby ich realizacji sa zgodne z Konstytucja i porzadkiem prawnym RP, w tym z obowiazujaca ustawa o ochronie zwierzat.

Poniewaz od tej decyzji nie ma juz odwolania, zarowno ja, jak i Artur Zieba, zajmiemy sie wazniejszymi sprawami. Nie mozna kwestionowac prawomocnej decyzji Sadu, wiec kwestionowac nie bede. Jedyne co kwestionuje, to zachowanie niektorych urzednikow, ktorym wydaje sie, ze moga robic z obywateli glupkow.

Bo czymze jak nie robieniem ze mnie glupka, jest tlumaczenie mi (co robila we wczesniejszych pismach pani Piotrak), ze statut PZW jest zgodny z ustawa o ochronie zwierzat, bo jest w tymze statucie napisane, ze PZW dziala zgodnie z ustawa o rybactwie srodladowym w zakresie wydawania i wymiany kart wedkarskich (sic!), a celem PZW obok organizowania wedkarstwa, rekreacji i sportu wedkarskiego, jest rowniez racjonalne uzytkowanie wod, ksztaltowanie etyki wedkarskiej oraz przestrzeganie zasad ochrony i polowu ryb (podkreslenie i pogrubienie pochodzi od pani dyrektor Piotrak). Tak to mi wytlumaczono czarno na bialym: sport wedkarski, chociaz zabrania go ustawa o ochronie zwierzat, nie jest przeciez taki wazny, jak ochrona zasad polowu ryb! A to wszystko sa jedynie moje „swoiste wnioski”.

W liscie do mnie Artur Zieba napisal: a zaczelo sie tak niewinnie… co mnie podkusilo, zeby ciagnac te sprawe dalej...?!? Tak, zaczelo sie niewinnie od uchwalenia nowej ustawy o ochronie zwierzat. Co podkusilo niektorych, zeby zamiast peanow na jej czesc wytknac liczne niedociagniecia tego aktu prawnego? Ach, ale to przeciez tylko nawiedzeni ekolodzy…

Co jest najgorsze w tej calej sprawie, to fakt, ze tworcy ustawy wcale nie widza koniecznosci poprawienia jej pod wzgledem sprecyzowania, ktore przepisy tycza sie jakich zwierzat. Pani Posel Piekarska stwierdzila ostatnio, ze ona osobiscie jest przeciwna wedkarstwu, a to jak interpretowac ustawe zalezy jedynie od naszej wrazliwosci. Wiec moze kiedys nadejda czasy, ze zabicie ryby bedzie w spoleczenstwie tak samo negatywnie oceniane jak zabicie psa czy kota.

I tu calkowicie nie zgadzam sie z Pania Posel. Czy przepisy prawa karnego rowniez mozna interpretowac wedlug wlasnej wrazliwosci, uznajac np. Murzyna za nie-czlowieka, ktorego mozna zabic bez zadnych konsekwencji? Napiszmy w ustawie wyraznie, ze przepisy art. 33 tycza sie jedynie ptakow i ssakow, a unikniemy wielu nieporozumien. Skoro bowiem wedkarz moze bezkarnie lamac ustawe o ochronie zwierzat, dlaczego nie moze jej lamac zwyrodnialec, ktory wyrzuca psa z czwartego pietra albo zabija go widlami? Podstawa panstwa prawa winna byc przejrzystosc prawa.

Krzysztof A. Wychowalek „Xpert”
kaw@zrodla.most.org.pl
tel. (042) 630-17-49

==============================Great Seal of
Gdansk with mediewian ship

index http://www.jastra.com.pl/!plan.htm
do strony poczatkowej / to begin page